W tym niewielkim katalogu archiwów Jakub Certowicz prezentuje trzy różne przestrzenie i zbiory: lokalną instytucję w norweskim Lillehammer, prywatne archiwum artystki i kolekcję Muzeum Warszawy. Inspiracją dla tego projektu była tygodniowa rezydencja w Regionalnym Archiwum Prowincji Oppland w Norwegii, ale także kilkuletnie doświadczenie Jakuba w pracy nad digitalizacją zbiorów polskich instytucji. I to właśnie dzięki niemu wprowadza nas w robocze przestrzenie i pokazuje zaplecze „archiwalnej maszyny”.
Projekt Certowicza zbudowany jest bardzo precyzyjnie. Prostej dokumentacji wnętrz towarzyszą „wyjęte” ze zbiorów obiekty. Widzimy więc dziesiątki kilometrów półek, magazyny, setki pudeł i teczek, a obok to, co jest treścią każdego z tych miejsc – niemal 300 identycznych zdjęć lotniczych z Lillehammer, obiekty wybrane z archiwum artystycznego, kserokopie obrazów zgromadzonych w Muzeum. Mamy do czynienia z różnymi archiwami – inna jest ich funkcja, cel, zawartość i wizja. Ale właśnie dlatego, patrząc na te spektakularne ilości, bez względu na idee, które temu przyświecają, zadajemy sobie pytanie – czy istnieje granica, poza którą archiwizowanie zaczyna być działaniem irracjonalnym i nieuzasadnionym? Czy w każdym „szaleństwie” zbierania jest zasada i kto ją ustanawia?
spotkanie autorskie
28.04 g.18, barStudio, PKiN, prowadzenie Jakub Śwircz